Maciej Jabłoński: Piotr Żyła, czyli częste wyzwanie dla dziennikarza
Wiele mówi się o skokach narciarskich a przede wszystkim o zawodnikach. Jednak mało o osobach, dzięki którym mamy możliwość szybkiego uzyskania kilku ważnych dla nas informacji. Tym razem postanowiłem porozmawiać z jednym z dziennikarzy i prezenterów wydarzeń sportowych. Jednak zanim to nastąpi to krótkie wyjaśnienie: tak jak poprzednia rozmowa, tak i ta została przeprowadzona telefonicznie. Na szczęście nagrywarka nie jest mi obca zatem mogłem być spokojniejszy podczas rozmowy. Pisaniem zająłem się w kolejnych dniach.
Maciej Jabłoński był gospodarzem studia olimpijskiego Pekin 2008, Londyn 2012 oraz Soczi 2014. W tym zestawieniu nie zabrakło również Igrzysk Olimpijskich w Vancouver z 2010 roku oraz tegorocznych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu. Obecnie prowadzi serwisy sportowe oraz Wiadomości Sportowe w TVP1.
Dwie aranżacje studia i wiele (nie)wiadomego
Oglądając studio, na przykład podczas skoków narciarskich, my widzowie widzimy zawsze piękne miejsce: wiele ekranów, dziennikarza oraz zaproszonych gości. Nie widzimy jednak to, co znajduje się po za kamerami. Co się tam ukrywa?
Ja po prostu widzę kilka kamer, kilku kolegów operatorów. Widzę resztę studia, którego widz nie widzi czyli po prostu to czego nie powinien zobaczyć. Ale tam też nie ma nic wstydliwego. Najczęściej są to studia aranżowane na dwa sposoby: albo jest to aranżacja tradycyjna, czyli jest to zaprojektowane przez scenografa i wykonane przez odpowiednie osoby albo jest to aranżacja tak zwana wirtualna, która dużo częściej się zdarza. Siedzimy wtedy na tak zwanym green boxie albo blue boxie. To wszystko zależy od tego w którym studiu jesteśmy. Wszystko nakładane jest komputerowo. Nie ukrywam, że ja wolę jednak aranżację tradycyjną, ponieważ mam wtedy poczucie miejsca w którym jestem. Moi koledzy również lepiej się czują, kiedy mają przy sobie realną scenografię, podest. Krótko mówiąc: wszystko to, co można dotknąć. Co jest dalej? Jest mnóstwo kabli, na suficie jest mnóstwo specjalnie skonstruowanych rusztowań, urządzeń i szyn po to, żeby osoba, która zajmuje się oświetleniem, na takim specjalnym pałąku, bo to jest naprawdę bardzo wysokie, nie musząc się wspinać, tak regulowała światło, żeby ono było doskonale dopasowane do tego co się w studiu dzieje. Światło jest niezwykle istotnym elementem nie tylko w fotografii ale też w żywym przekazie. Te wcześniej wspomniane rusztowania przeznaczone są do tego, żeby te lampy się przesuwały.
Ich praca jest sztuką
Jeżeli mamy bardziej prestiżowe relacje sportowe to robimy to w większych studiach gdzie jest tak zwany “kran”. Czyli kamera na gigantycznym, długim wysięgniku która jest sterowana przez dwie osoby. Jedna z nich steruje kamerą fizycznie, czyli jeździ nią, mówiąc potocznie a druga osoba siedzi przed komputerem i ustawia ostrość, dopasowuje zbliżenie tudzież oddalenie. W związku z tym jest to dosyć wymagające zadanie dla profesjonalnych operatorów, którzy potrafią pracować zespołowo.
Podczas igrzysk w Pjongczangu, kiedy mieliśmy chwilę przerwy, bo przecież wiadomo, że nie siedzi się non stop w studiu i rozmawia się z gośćmi ale po zapowiedzi jest chwila aby obejrzeć transmisję, można było się czymś takim pobawić. Nasze studio olimpijskie było robione naprawdę dużymi kosztami, dużym nakładem. Ich praca jest sztuką.
Czy te studio, na tegoroczną imprezę olimpijską w Pjongczangu, było przygotowywane specjalnie dla was?
Tak. I powiem panu taką ciekawostkę. Jest taka firma, która nazywa się OBF. W najprostszych słowach: “Telewizja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego”. Jest to podmiot, który obsługuje, od strony medialnej, imprezy olimpijskie, czyli np. igrzyska zimowe. Nasza scenografia nie dość że była kosztowna i bardzo pieczołowicie zaprojektowana to jeszcze musiała być akceptowana przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski a ściślej przez ten OBF. Wszystkie telewizje, które transmitowały igrzyska musiały mieć zgodę na scenografię. I te koncepcje były komitetowi przedstawiane w kilku wariantach a nawet wtedy kiedy już zostało to wykonane to były jeszcze nanoszone jakieś poprawki. Mnie osobiście, nasza scenografia się bardzo podobała.
Non sens, czyli krytykowanie miejsca własnej pracy?
Rzeczywiście byłem pod wrażeniem tego wystroju i tych środków. To wszystko lśniło i było piękne aczkolwiek miało jeden mały mankament. Plazmy za naszymi plecami były nierówno ułożone. Była to konstrukcja wymyślona przez MKOl. W momencie gdy widać było logo igrzysk olimpijskich ono wówczas nie wyglądało źle. Widać było, że jest to taka mozaika. O tyle, gdy na tych kilkudziesięciu nierówno ułożonych ekranach, były przekazy czyli transmisje z zawodów no to wyglądało to jak by ktoś tego nie dopasował. Słyszałem głosy od naszych widzów którzy się dziwili dlaczego tak to wyglądało. No niestety, nie jest to nasza wina. Mielibyśmy wtedy tylko wybór pokazać igrzyska z tymi mozaikami albo ich w ogóle nie pokazywać. Tutaj MKOl rozdaje karty.
Kartki i tablet, czyli wszelkie informacje pod ręką
Oglądając studio, często zauważamy kartki, tablety. Czy jest to tylko “atrapa” czy jednak służy to za pomoc?
Bezwzględnie jest to pomoc. Tablet jest potrzebny dlatego że w przypadku, na przykład skoków narciarskich, śledzę na bieżąco wyniki, które sobie notuję. Zaraz po pierwszej serii jest studio i musimy dokładnie wiedzieć jaka jest przewaga punktowa Kamila Stocha lub strata do rywali. Potrzebne jest to też, do szybkiego znalezienia jakiś informacji. Wyobraźmy sobie, że jakiś skoczek stanął na podium, ktoś kto w ogóle kandydatem do miejsca na podium nie był i chcemy zobaczyć jaki miał najwyższy wynik w tym sezonie. Logiczne jest to, że przy pięćdziesięciu skoczkach nie jesteśmy w stanie powiedzieć kto które miejsce zajął w poszczególnych zawodach jeżeli nie są to Polacy albo skoczkowie z czołówki. Kartki są natomiast potrzebne, ponieważ tam mamy FISowskie wydruki różnych serii. Tam sobie wpisujemy wyniki, tam sobie coś notujemy. Tam mam również jakieś informacje, które przygotowałem sobie do transmisji. Potrzebuje tego aby ewentualnie podeprzeć się gdybym czegoś zapomniał. To są notatki, to nie jest element scenografii, to nie jest fejk. Gdyby tak miało być to wymyślilibyśmy coś co wygląda nieco estetycznej. Białe kartki nie są do końca estetyczne chociaż nie są też do końca brzydkie.
długopis, czyli rekwizyt profesjonalny
Często nagrywając jakiś materiał wideo tudzież rozmowę z zaproszonym gościem, przykładem są nasze redakcyjne produkcje, korzystamy na przykład z deski po to jedynie aby mieć zajęte ręce. Rzadko kiedy posiadamy tam jakiekolwiek pomoce.
Jakiś element w ręku traktuje się jako rekwizyt. Troszkę tym gramy, troszkę to profesjonalnie wygląda. Po za tym, mam co zrobić z tą drugą ręką, jeśli w jednej trzymam mikrofon. Jeżeli w ogóle go nie mam, tylko mamy wpięte mikroporty, to przy rozmowie, przy wywiadzie z kimś jest to taki element, który pozwala nie myśleć o dłoniach. Zawsze komunikacja niewerbalna, czyli odwieczny problem: co zrobić z dłońmi, powraca i zawsze dobrze jest mieć coś w reku. Oczywiście, byle się tym nie bawić.
Jednak większość prezenterów się nim bawi. To jest chyba taki nieodłączny wasz element?
Proszę sobie teraz wyobrazić, że któryś z prezenterów prowadzi studio, takie do transmisji. Ma przed sobą kartki i długopis. Pół biedy, jeżeli ktoś nim sporadycznie rusza. Jeżeli ktoś natomiast nim stuka o stół, obraca go w rękach, rzeczywiście robi coś co przyciąga uwagę to nie jest to dobre.
Przygotować, nauczyć, wyćwiczyć
Czy w studiu korzystacie z promptera czy jednak wszystko macie poukładane w głowie?
Po pierwsze: nie da się przewidzieć rozmowy, żeby zaplanować pytania na prompterze. Po drugie: nie, nie korzystamy z tego. Z promptera korzystamy wyłącznie w programach informacyjnych podobnie jak koledzy prezenterzy z innych stacji czy też z innych redakcji typu Wiadomości, Panorama. Jest to bezpieczne a po za tym, to nie jest tylko wygoda. Wiadomości mają to do siebie, że tak zwane “białe”,muszą być sprzedane i powiedziane szybko: w 10/15 sekund. Nie można się zastanawiać i mówić rozwlekle. Natomiast w transmisjach nie korzystamy z promptera w ogóle. Nie korzystaliśmy też podczas igrzysk olimpijskich. W związku z tym, jak mieliśmy antree (uroczyste wejście na początku), mówiliśmy kilka słów i dopiero potem siadaliśmy do stolika no to było to nauczone, przygotowane, wyćwiczone.
Na dwie kamery, czyli po prostu idź za mną
Jak się odwracamy z jednej kamery do drugiej to jest to ruch wyćwiczony. Odbywa się to w taki sposób, że prezenter umawia się z realizatorem. Oczywiście, wpierw wymyślany jest format telewizyjny: mówimy do jednej kamery, następnie wykonujemy ruch głową i mówimy do drugiej. Jeżeli robimy to na dwie kamery z odwróceniem, co jest to bardzo częste no to prezenter dogaduje się z realizatorem. Najczęściej jest to wskazówka: po prostu idź za mną. Czyli, jeżeli prezenter poczuje sam, że chce zmienić kamerę, to realizator jest czujny i zmienia na drugą kamerę. Nie da się umówić wszystkiego tak do słowa. Czasami można zmienić szyk zdania, coś się może stać. Wtedy byłaby to katastrofa.
Czterdzieści milionów polaków to czterdzieści milionów trenerów w naszym kraju
W grudniu 2017 roku rozmawiał Pan z osobami mocno związanymi ze skokami narciarskimi: Apoloniusz Tajner oraz Rafał Kot. Zadał Pan pytanie, chyba nietypowe jeżeli chodzi o rozmowę przed zawodami w skokach narciarskich. Dotyczyło ono piłki nożnej. Czy to był Pana pomysł aby z w/w gośćmi porozmawiać o zupełnie innej dyscyplinie sportu?
Wszyscy żyli wówczas football’em. Oczywiście, skoki również były istotne ale informacją dnia było to losowanie (losowanie grup Mistrzostw Świata 2018 w Rosji). Wiadomo, że czterdzieści milionów polaków to czterdzieści milionów trenerów w naszym kraju i czterdzieści milionów fanów piłki nożnej. Nie pamiętam czy gości uprzedziłem o tym pytaniu, podejrzewam, że nie ale mając tą świadomość, że każdy na to pytanie w jakiś sposób odpowie zadałem je. Natomiast było to wcześniej ustalone z wydawcą. Uznaliśmy, że warto było o to zahaczyć, warto zareklamować mundial w telewizji polskiej. Tak to działa, jest to autoreklama. W różnych programach reklamuje się różne inne programy własnej stacji.
Szybkie pytanie do …
Skoki narciarskie nie mogą chyba obejść się bez krótkich wywiadów ze skoczkami, zaraz po ich skokach. Na jakiej zasadzie się to odbywa? Czy oni wiedzą, że mają do Pana podejść?
Na każdych zawodach sportowych, tych dużej rangi, realizowanych porządnie, jest wyznaczona strefa dla dziennikarzy. Na przykład w Pucharze Świata w skokach narciarskich czy też w innych podobnych dyscyplinach sportowych ta strefa jest często ogólna dla wielu dziennikarzy. I tak oni się kłębią przy takiej barierce, która oddziela ich od sportowców, którzy będą tam przechodzić, czy to z boiska, czy to z tafli czy to właśnie ze skoczni. Natomiast stacje, które transmitują sygnał telewizyjny, mają wydzielone obok takie boksy ekskluzywne tylko dla siebie. Telewizja polska ma takie stanowisko. W związku z tym, skoczkowie nie są w stanie przejść inaczej. Wtedy się prosi na rozmowę: – Maćku zatrzymaj się na chwilę, chciałbym zadać ci kilka pytań. Podobnie jest z Kamilem Stochem czy też Dawidem Kubackim.
Nawiązując do wcześniejszego pytania, tutaj również śledzi Pan wszystkie wyniki na tablecie?
Nie muszę tego robić, ponieważ w pobliżu umiejscowiony jest specjalny FISowski monitor z wynikami. Po za tym z reguły, w Pucharze w skokach narciarskich, w lepszy lub gorszy sposób zawsze jest jakaś duża tablica również z wynikami. Ja się rzeczywiście jednak posiłkuję smartfonem. Mam odpaloną FISowską aplikację bo tak lubię. Oczywiście jest także spiker zawodów i każdy notuje wyniki na kartce. W dzisiejszych czasach naprawdę nie ma problemu aby te wyniki zdobyć.
Piotr Żyła, czyli częste wyzwanie dla dziennikarza
Wywiady z Piotrem Żyłą są chyba nietypowe a zarazem wyjątkowe. Ciężko jest się przygotować na rozmowę z tym skoczkiem?
Piotr jest sportowcem nieobliczalnym jeżeli chodzi o jego medialność. Potrafi być w bardzo żartobliwym humorze, w trochę żartobliwym humorze ale czasami potrafi być poważny. Tylko że Piotr ma swoje jakieś przemyślenia i nie specjalnie chyba myśli o tej swojej medialnej roli. Jego szczególnym znakiem charakterystycznym jest ten uśmieszek, z resztą jego głos jest również bardzo rozpoznawalny. Natomiast rozmowa z nim czasami bywa wyzwaniem. Gdy jest w nastroju bardzo lakonicznym to potrafi, przez zadane pytanie, które trwa dwadzieścia sekund, odpowiadać dwie sekundy. Wzrusza ramionami i mówi – no sam nie wiem. Albo – no dobrze. W związku z tym nigdy nie można zakładać, że ta rozmowa będzie cenna dla materiału. Taka rozmowa emitowana na żywo może być śmieszna. Jesteśmy obaj w kadrze, widzowie to oglądają ale nie jest to później nigdzie wykorzystywane. Próba użycia tego fragmentu w wiadomościach, sport telegram i innych serwisach informacyjnych gdzie relacjonujemy co się działo w zawodach i potem chcemy mieć wypowiedź Piotra Żyły, ponieważ zrobił coś spektakularnego to materiał z dwu sekundową wypowiedzią nie działa. Chyba, że chcemy go troszkę skompromitować. Jednak tego nie chcemy i nigdy nie chcieliśmy. Rozmowa z Piotrem bywa często prawdziwym wyzwaniem.
Przygotowanie do pracy, czyli ponad dwadzieścia lat doświadczenia
Jak długo musi Pan przygotować się do swojej pracy, do pracy jako reporter?
Trudne pytanie, ponieważ coraz częściej bywam w studiu. Ostatnimi czasy, kiedy pojawiam się reportersko to tylko w Wiśle i w Zakopanem. Ostatecznie: żadna odpowiedź nie jest dobra. Bo jeżeli powiem, że przygotowuję się piętnaście minut to może świadczyć o mnie, że jestem ignorantem. Ale z drugiej strony, kiedy się na co dzień żyje skokami narciarskimi i właściwie nie ma takiego dnia kiedy by się coś nie czytało to moje przygotowanie na dzień dzisiejszy jest przede wszystkim statystyczne. Oznacza to, że z tych wszystkich lat, czyli od około dwunastu lat, kiedy to jeżdżę za skoczkami, muszę spoglądać na dane statystyczne, które gdzieś mi uciekły. Który to jest Puchar Świata w Zakopanem, która to jest drużynówka? Jakie było najwyższe miejsce Jakuba Wolnego na Wielkiej Krokwi? Są to detale, które uciekają a mogą się przydać. Przygotowanie bardziej globalne: o co mam zapytać skoczków podtrzymując rozmowę … po dwudziestu jeden latach gdybym ja musiał bardzo pieczołowicie się przygotowywać oznaczałoby, że ja się nie nadaję do tego zawodu. W związku z tym, tak jak wspomniałem, przygotowuję się wyłącznie pod kątem statystyk. Jeżeli chodzi o studio, to jest podobnie.
Rozmowa ogólna czy rozmowa szczegółowa, czyli dla kogo ja to robię?
Pewne rzeczy są naturalne. W moim wieku i przy moim stylu pracy dziennikarz nie powinien się martwić o to czy będę wiedział jakie pytanie zadać bo to byłoby absurdalne. Powinien martwić się raczej o to, czy rozmowa jest nie nazbyt ogólna czy nie nazbyt szczegółowa. Są dziedziny o których ludzie wiedzą dużo i skoki narciarskie są taką dyscypliną gdzie ja mogę sobie pozwolić na bardziej szczegółową rozmowę. Podobnie jak w przypadku piłki nożnej: tu również czterdzieści milionów osób jest fanami tej dyscypliny albo wie o nich wszystko. Natomiast w przypadku innych dyscyplin trzeba zadać sobie pytanie: dla kogo ja to robię? Może się okazać, że ja zadaję takie pytanie o których ludzie w ogóle nie mają pojęcia. Ja za bardzo wyobrażam sobie, że widzowie siedzą w danej dyscyplinie tak jak ja. Raczej trzeba się przygotowywać tak do transmisji, żeby ona była ciekawa dla widza a nie żeby zaspokoić swoje własne potrzeby dowiedzenia się czegoś od naszego gościa.
fot. TVP1
facebook/Maciej Jabłoński